o przeganianiu smutków….

…było tak:
pewnego razu Ktoś był smutny i potrzebował pozytywnej, zielonej energii…
szukałam sposobu… i właśnie wtedy dostałam od mojego Taty tkaninę z potencjałem w postaci starej zasłony… od razu wiedziałam co z niej będzie i dla Kogo 🙂
…tkanina o pięknym roślinnym nadruku i grubym, ale rzadkim splocie, wymagała wzmocnienia… zrobiłam więc patchworkową kanapkę nieco odwrotnie: pod wierzch podłożyłam cieniutkie jasne płócienko i dopiero wypełnienie… płótno miało za zadanie nie przepuścić włókien wypełnienia na zewnątrz przez luźno tkaną materię wierzchu…
…a potem nagle mnie samą dopadły smutki…. ot, życie… zabrałam się więc za pikowanie z podwójną misją: “zatłuc” smutki własne i czym prędzej uszyć dla Kogoś coś anty-smutkowego 🙂
każdą wolną chwilkę spędziłam przy maszynie gorliwie wypełniając obie misje…
pomogło mi! 🙂
…po czym spakowałam “uszytek” oraz kilka drobiazgów i wysłałam na niemal drugi koniec Polski… już są na miejscu… i… chyba też pomogło 🙂

foto kronika zdarzeń:

kieszonka na dobre myśli 😉
smutkom wszelkim, zwłaszcza tym jesiennym, mówimy stanowcze “eeeeee taaaaam! i sio!”
….jeszcze mam kawałek tej zasłony, jakby co 🙂
 nie dajcie się smutkom!

9 Replies to “o przeganianiu smutków….”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *