dawno, dawno temu wiosną…..

…tak, tytuł dzisiejszej opowieści jest jak najbardziej adekwatny – będzie o szyciu wiosną 2015 roku, sądząc po datowaniu zdjęć 🙂
otóż dawno temu, jeszcze w „starej” pracowni, spędziłam kilka dni na docinaniu i zszywaniu niezliczonej ilości pasków – na prośbę Eli powstawał bowiem błyskawiczny patchwork – narzuta dla Jej Córki… 
…Ela poprosiła o kolor niebieski z dodatkiem żółtego i zieleni, „całą resztę” zostawiając w moich rękach… sięgnęłam więc do tkanin w tych kolorach i…. odkryłam, że mam sporo niebieskich, żółtych i zielonych pasków będących resztkami po różnych projektach, głównie poduszkach dla dzieci… cóż… postanowiłam je wykorzystać… usypałam na stole sporą stertę owych resztek, podzieliłam na trzy różnobarwne grupy według klucza: wąskie, szersze, najszersze… wyrównałam, jeśli było trzeba i zabrałam się za zszywanie (i tutaj przemysłowa stebnówka spisała się rewelacyjnie)… wkrótce wszędzie wiły się kolorowe węże, a po kolejnych metrach (a może kilometrach) szwów węże stały się łaciatymi szerokimi pasami… mogłam zacząć składanie topu w całość – wreszcie wykluwał się patchwork 🙂

jeden z kolejnych wieczorów pracy nad narzutą to nawinięcie topu i spodu wraz z wypełnieniem na ramę…
i pikowanie 🙂  

tak wiem – znów „trzmiel”… ale rama bez maszyny typu long arm ma swoje
ograniczenia, a na dodatek jak zwykle gonił mnie czas i nie chciałam w tej sytuacji
eksperymentować z innym wzorem…

po pikowaniu malownicze ułożenie na podłodze i przycięcie całości 🙂

lamóweczka 😀
o ile dobrze pamiętam – skończona późną nocą…

nazajutrz fotografowanie całości z daleka i bliska 🙂

 

na deser – głaskanie, składanie i pakowanie…
gotowe!

…pozostało tylko znaleźć nazwę dla pasiastej narzuty… miałam kilka pomysłów, skojarzeń związanych z procesem powstawania tej pracy, ale jakoś tak nic nie pasowało… i wtedy Ela dała mi adres, na który miałam wysłać narzutę: Kraków!  mam w tym mieście kilka miejsc ulubionych, za którymi tęsknię bardzo… to tak daleko ode mnie – licząc w kilometrach, a tak blisko – licząc w zamyśleniach 🙂
a tu – mój uszytek miał zamieszkać tam na stałe, wiosną!… i nawet kolory się zgadzały – zarówno z wiosną, jak i Krakowem (wszak jego flaga jest biało-niebieska)… zatem nazwa dla narzuty „znalazła się sama” – tak lubię najbardziej: Kraków wiosną…
🙂 
i oto w październikowy, bardzo wietrzny wieczór udało mi się przywołać wspomnienie miłego szycia w optymistycznych kolorach oraz Krakowa, tego wiosną, gdzie na Plantach odnalazłam kiedyś kwitnącego tulipanowca…
ciepłego wieczoru Wam życzę, w optymistycznych barwach 🙂



10 Replies to “dawno, dawno temu wiosną…..”

  1. ja prawie krakowianka, więc zapewne z tego powodu ten patchwork oczarował mnie od pierwszego wejrzenia:) śliczności!

Comments are closed.